Bonjour Paris

Cześć!

Dziś chciałabym Was zabrać w podróż do stolicy Francji, gdzie pokażę mój sposób na tanie i ciekawe podróżowanie.

Jak wiecie, u nas ostatnio cały czas coś się dzieje. O jakimkolwiek wypoczynku możemy sobie na razie pomarzyć. Aby nieco sobie przybliżyć wakacyjny klimat, dziś zajmiemy się podróżowaniem. Jest to specjalne życzenie mojej serdecznej koleżanki, która stwierdziła, że muszę o tym napisać (Aguś, wielki buziak dla Ciebie). Jak mus to mus :) Nie jesteśmy jakimiś wybitnymi globtrotterami. Radek, z racji studiów w kierunku turystyki, miał okazje podróżować i zobaczyć co nieco. Ja zdecydowanie jestem daleko, ale to daleko w tyle. Jednak kiedy już gdzieś wyjeżdżamy, staramy się, aby nie zrujnowało to całego, domowego budżetu. Zgodnie z zasadą , częściej, a mniej.



Zazwyczaj szukamy też alternatywnych rodzajów zakwaterowania. Jakoś nie widzę się w całym tym hotelowym otoczeniu. Poza tym po prostu nie lubię przepłacać. Tak było w przypadku naszej wycieczki do Paryża. Miała to być podróż - niespodzianka, w którą miałam zabrać Radka w ramach choinkowego prezentu. Brzmi bardzo romantycznie, aż się sama sobie dziwię :) Planowanie takiej eskapady zaczęłam od wyszukania odpowiedniego lotu. Dopiero potem zabierałam się do poszukiwań zakwaterowania. Przeglądając fora podróżnicze natknęłam się na www.airbnb.pl. Witryna oferuje wynajem prywatnych domów i mieszkań. Rejestracja jest dość wymagająca, weryfikacja przebiega kliku stopniowo, a finalnie trzeba zeskanować dokument ze zdjęciem, co początkowo mnie zaniepokoiło. Pomyślałam jednak, co by było, gdybym to ja stała po drugiej strony drzwi i miała przyjąć kogoś pod swój dach? Co chciałabym wiedzieć o takiej osobie? Na pewno jak najwięcej. Pod kontem z facebooka może kryć każdy, a przedstawienie nie swojego zdjęcie, też nie jest większym problemem. Dlatego, przy tego rodzaju usługach dokładna weryfikacja jest tak ważna i szczerze powiem, że podczas pobytu u naszego gospodarza, czułam się bezpieczna. Po zakończonym pobycie zarówno gospodarz jak i gość, wystawiają wzajemne oceny. Jako odwiedzający, dodatkowo dodajemy opinię o samym lokum. Możemy ocenić zgodność z opisem, zadowolenie z pokoju, czy czystość. Ceny na stronie podawane są w złotówkach, natomiast cała opłata jest wymagana w momencie rezerwacji. W większości przypadków możliwa jest także bezpłatna rezygnacja, nawet na kilka dni przed planowana podróżą. Tyle, jeśli chodzi o teorię. Najważniejsze czy, i jak, to działa w praktyce. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że działa :)



Nasz pobyt w Paryżu trwał 4 pełne dni. Z Wrocławia przylecieliśmy na lotnisko Paris+ Beauvais.  Było to zaraz po zamachach na tygodnik Charlie Hedbo. Już w samolocie mieliśmy niezłą nerwówkę. W niedalekiej odległości od naszych miejsc, siedział pan, w dość gęstej, ciemnej brodzie. Co chwilę nerwowo zerkał w zanadrze torby podręcznej, by za moment zniknąć gdzieś z tyłu samolotu. To wystarczyło by pobudzić, przynajmniej moją, bujną wyobraźnię. Gdy po raz enty, współtowarzysz podniebnych podróży, zaglądnął do swej torby, odruchowo zerknęliśmy i my. Okazało się, że gość był mocno zestresowany lotem i w bagażu podręcznym miał coś na stres, w postaci małych, kolorowych buteleczek, z którymi kursował, w tą i z powrotem, do swoich znajomych, siedzących z tyłu. Odetchnęliśmy z ulgą :) Facet później pomógł nam ogarnąć biletomat w metrze :)






Mieliśmy zarezerwowany pokój w mieszkaniu dwuosobowym u młodego chłopaka imieniem Benjamin. Lokum znajdowało się tak naprawdę poza administracyjnymi granicami Paryża. Nie stanowiło to jednak żadnego problemu, ponieważ dzielnica była bardzo dobrze skomunikowana z centrum za pomocą metra. Do samej stacji mieliśmy zaledwie kilka kroków. Na miejsce pobytu dotarliśmy dużo później, niż zakładał plan. Mimo to, nasz gospodarz czekał na nas cierpliwie.
Okazał się nim młody, maksymalnie dwudziestoletni chłopak, Benjamin. Gdy z nim rozmawiał, za pośrednictwem strony Airbnb, jego angielski był jako tako zrozumiały. Gorzej było na miejscu. Angielskie to on wpaltał tylko słówka, nawijając do nas po francusku, którego my ni w ząb nie znamy. Choć po tej podróży, do końca życia już będe umiała powiedzieć "je ne sais pa" ( nie wiem). Wcześniej, najwidoczniej korzystał z jakiegoś translatora, czy jak. Ogólnie chłopak był dla nas niewidoczny. Praktycznie zapominaliśmy o jego istnieniu. Siedział cały czas  w swoim pokoju, a gdy tylko otwierała drzwi, z jego wnętrza wydobywały się kłęby dymu o specyficznym zapachu :) Po dwóch dniach, Benjamin oznajmił, że wyjeżdża, a my po opuszczeniu mieszkania mamy wrzucić klucze do skrzynki na listy. Mieliśmy więc całe mieszkanie do dyspozycji.

Najbardziej obawiałam się poruszania po Paryżu metrem. Okazało się, że nie było to wcale skomplikowane. Pierwszy raz pomógł nam, wspomniany wcześniej, towarzysz podróży. Potem poszło już z górki. Cały rozkład paryskiego metra jest bardzo czytelny. Poszczególne linie oznaczone są odpowiednimi kolorami, stacje - dobrze opisane. Nie szło się pogubić. Kupowaliśmy pakiety dziesięciu biletów, przez co udało się zaoszczędzić parę groszy, to znaczy centów :)

Przez te cztery dni zobaczyliśmy całkiem sporo. Udało nam się wejść na wieżę Eiffela, choć nie na samą górę, ponieważ trwały tam jakieś prace konserwacyjne. W ogóle z samym wejściem tez wiąże się zabawna historia. Na drogę wzięliśmy sobie do plecaka piwko. Wiadomo - styczeń, więc na rozgrzanie :) Na miejscu okazało się, że nie można wchodzić ze szklanymi butelkami. Mieliśmy więc dol wyboru, albo wyrzucić napoje, albo wypić. Poszliśmy więc na krótki spacer, celem opróżnienia niebezpiecznych butelek :) Tak oto powstało poniższe zdjęcie.






























Luwr widzieliśmy tylko z zewnątrz, bo jako całkowite beztalencia w kwestii sztuki i jakiejkolwiek wiedzy o niej, postanowiliśmy sobie oszczędzić upokorzenia. A tak na serio, to cztery dni może i by wystarczyły, żeby zwiedzić Luwr - tylko Luwr. Może kiedyś, gdy zatrzymamy się na dłużej w Paryżu, będzie taka możliwość. Tym bardziej, że można wykupić specjalne karty Museum Pass, umożliwiają wstęp do wszystkich paryskich muzeów, w przystępnej cenie.



Z miejsc obowiązkowych, widzieliśmy też Łuk Triumfalny znajdujący się place de Charles-de-Gaulle, który został wybudowany, by oddać cześć walczącym i poległym w bitwach rewolucji francuskiej i wojen napoleońskich - tak Radek przeczytał w przewodniku :) Najważniejsze, że znaleźliśmy wszystkie polskie nazwiska, a było ich siedem :)



Byliśmy też na cmentarzu Pere Lachaise, gdzie spoczywają między innymi Fryderyk Chopin, Victor Hugo, Oscar Wilde, Jim Morrison, czy Edith Piaf. Obiekt jest ogromny i naprawdę ciężko jest się  nie zgubić wśód wielu, identycznie wyglądających alejek. Same grobowce wręcz zadziwiają wyglądem. Niektóre przypominają bardziej okazałe domy niż miejsce wiecznego spoczynku.



















Przez te cztery dni zobaczyliśmy naprawdę dużo. Dopiero przeglądając zdjęcia, zdałam sobie z tego sprawę. O dziwo, wcale jakoś bardzo nie odczuliśmy intensywności tego wyjazdu. Oprócz opisanych wcześniej miejsc, byliśmy także w Katedrze Notre Dame, przy kortach tenisowych imienia Rolanda Garossa, na Pont des Arts, gdzie niestety nie dołożyliśmy swojej kłódki, więc jesteśmy jako para skazani na porażkę :)  Spacerowaliśmy Polami Elizejskimi, wzdłuż Sekwany, byliśmy na placu Pigalle i pod Moulin Rouge. Dodatkowo, główne atrakcje zobaczyliśmy także nocą. Zaliczyliśmy romantyczny rejs po Sekwanie, skąd mieliśmy świetny widok na rozświetloną wieżę Eiffela.




Mój ulubiony coach Jacek Walkowicz, mawia, że w życiu są rzeczy, które się opłacają i takie, które warto. Nasza wycieczka do Paryża spełniła oba te kryteria. Przede wszystkich, nie wydaliśmy na to fortuny. Co osobiście uważam za swój mały sukces. Jeśli i Wy szukacie niestandardowych rozwiązań, chcecie wygodnie, a tanio mieszkać za granicą, napiszcie do nas wiadomość z adresem e-mail. Dostaniecie ode mnie zaproszenie na Airbnb.pl. Jest to dodatkowy sposób na oszczędności, ponieważ działa trochę na zasadzie znienawidzonej piramidy finansowej :)  Od osoby, która Was zaprasza, dostajecie zniżkę na pierwszą podróż. Jedziecie w siną dal i świetnie się bawicie, bo za zaoszczędzone pieniądze, macie dodatkowe wyjście na kilka drinków. Potem zapraszacie znajomych, oni otrzymują zniżkę od Was i tak w kółko. Także zapraszający dostaje voutcher za pierwszy pobyt znajomego, choć nieco niższy, ale zawsze :) A warto, bo... tak. Kiedyś obiecałam sobie, że zamiast rzeczy chcę kolekcjonować wspomnienia. Do tej pory udało mi się zebrać, kilka naprawdę wartościowych :) One nigdy nie stracą na wartości, ponieważ nie mają terminu ważności - nawet się zrymowało. Nasz wyjazd do Paryża był jednym z najmilej wspominanych. Naprawdę mogę polecić, tym bardziej, że, jak widzicie, jest to dostępne praktycznie dla każdego. Nie zostało więc nic innego ja życzyć Wam "bon voyage".






Jeśli spodobał Wam się tekst, będzie mi bardzo miło, jeśli podarujecie mu kolejne życie i udostępnicie.

11 komentarzy:

  1. Ilekolwiek wybrać dni to na Paryż zawsze będzie za mało. To miasto z serii tych, które potrafi zaskoczyć nawet samych mieszkańców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w 100 %, dlatego kiedyś jeszcze tam wrócimy :)

      Usuń
  2. Cudownw ujęcia
    Zapraszam do mnie: recenzjebynikaa.blogspot.com
    instagram.com/recenzjebynikaa

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś bardzo chciałam odwiedzić Francję, ale teraz mam mieszane uczucia. Może kiedyś:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego? Osobiście polecam, bardzo ciekawe przeżycie.

      Usuń
  4. To pierwsze zdjęcie Wieży jest tak oryginalne i inne niż wszystkie, super! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super historia z podróży! Kocham Paryż i chciałabym jeszcze kiedyś tam wrócić, a z airbnb ostatnio korzystam namiętnie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny wypad. Kiedyś też tam polecę. Paryż jest na mojej liście miejsc do zobaczenia. Londyn przebiegłam w jeden dzień i był to dla mnie niedosyt. Mam nadzieję że wrócę również i tam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratuluję wyjazdu, to prosty dowód, że nie trzeba wydawać fortuny by zobaczyć niezwykłe miejsca, a takim niewątpliwie jest Paryż. ;)

    OdpowiedzUsuń