Cześć!
Dziś w poszukiwaniu słońca wyruszymy do słonecznej Italii. Tam kolejna odsłona taniego podróżowania.
Ostatnio podzieliłam się z Wami moimi wrażeniami z wycieczki do Paryża. Dziś chcę Was zabrać w nieco inne rejony, a mianowicie do przepełnionych słońcem Włoch.
Cała historia miała miejsce cztery lata temu. Jak to zazwyczaj bywa, pomysł zrodził się bardzo spontanicznie. Szukałam czegoś dla siebie i przyjaciółki, tak wpadła mi w oko strona Eurocamp-ów. Kocham Włochy, więc kierunek nie podlegał dyskusji. Trzeba było wybrać tylko konkretną lokalizację. Okolice jeziora Garda interesowały mnie już od jakiegoś czasu. Wybór padł camping del Garda, położony w malowniczej miejscowości Peschiera del Garda. Zależało mi, aby miejscówka była dobrze skomunikowana, zarówno z lotniskiem, jak i ciekawymi atrakcjami. Co było niezmiernie ważne z perspektywy dwóch niezmotoryzowanych - wtedy, kobiet. Peschiera del Garda znajduje się na samym brzegu jeziora, ma bezpośrednie połączenia z Bergamo, gdzie lądowaliśmy oraz z miastami takimi jak Werona lub Wenecja. Zarezerwowałam domek i pozostało nic innego jak tylko czekać na termin wylotu. Domek miał jedną podwójna, małżeńską sypialnię i drugą, również dwuosobową z pojedynczymi łózkami. My byłyśmy dwie. Prosta matematyka. Puściłyśmy, więc w świat informacje o planowanej wycieczce. Chęć powędrowania z nami w siną dal, wyraziła moja koleżanka z biura wraz z chłopakiem. Mieliśmy komplet. Wiadomo, im nas więcej tym weselej i taniej. Zainteresowanie okazało się większe, więc musiałam domówić kolejny domek. Dołączyli do nas : moja kuzynka z ówczesnym chłopakiem, a teraz już mężem i kolejna bardzo dobra koleżanka z pracy. Teraz dopiero był komplet :) Przyjęliśmy nazwę Siedmiu Wspaniałych i wyruszyliśmy na podbój Włoch.
Zbiórka była u mnie pod blokiem. Pojechaliśmy na dwa auta - te zostawiliśmy na wcześniej zarezerwowanym i opłaconym parkingu. Odprawa odbyła się bez komplikacji, zakupy również. Lot trwał niespełna dwie godziny. Pierwsze, co uderzyło mnie na lotnisko w Bergamo, to jego wielkość i, nazwijmy to, stan techniczny. Jest to maleńki obiekt, nieco przestarzały, ale strasznie nie intuicyjny. Trzeba się nagłówkować, żeby ogarnąć co i gdzie. Z lotniska mieliśmy autobus do stację w Bergamo. O ile dobrze pamiętam, przejazd kosztował coś około 2 euro.
Jako człowiek wiecznie przezorny i nie przepadający za nagłym zaskoczeniem, przezornie wydrukowałam sobie wszystkie rozkłady autobusów, pociągów, a nawet tramwaju wodnego ( to na wypadek wycieczki do Wenecji). Niestety moja przezorność nie była przygotowana na mentalność włochów. Jedziemy spokojnie pociągiem. Nagle nasz środek transportu się zatrzymuje. Gasną światła. Klimat ogólnie jak z jakiegoś thrillera. Czekam, aż wyskoczy jakiś szaleniec, co to pociąg ma zamiar porwać i za turystów okupu zażądać. Już oczyma wyobraźni widzę to zamieszanie i ogólną panikę. A tu nic. Ludzie zabierają bagaże, po czym wychodzą. Po chwili zmieszania, wychodzimy i my. Tchnięci natchnieniem, podążamy za tłumem. Krok ten okazał się słuszny, bo to pora przesiadki była. No cóż... trzeba się dostosować do panujących obyczajów. Weszliśmy do właściwego pociągu, odetchnęliśmy z ulgą. Dalsza podroż miała już nie przynosić większych emocji, a jednak...
Nagle z tłumu wyłania się Pan Konduktor. Sam widok mężczyzny w mundurze nie wzbudził w nas żadnej reakcji, w końcu siedem biletów zakupionych na stacji, znajdowało się w siedmiu polskich dłoniach. W tym momencie trzeba nadmienić, że Włosi jako nacja, słabo porozumiewają się w jakimkolwiek języku poza swoim ojczystym. To tak w gwoli ścisłości. Ciężko było się dogadać, tym bardziej, że on mówi, że nie mamy ważnych biletów, a my mu machamy wykupionymi świstkami. Koniec, końców wyszło, że bilety we Włoszech należy skasować w kasowniku na stacji. Niestety na nic zdały się tłumaczenia i prośby. Mandat musiał być. Na szczęście okazało się, że możemy go wykorzystać jako bilet powrotny. Szczęście w nieszczęściu. Reszta drogi upłynęła nam bez komplikacji.
Pociąg wjechał na stację Peschiera del Garda. Opuściliśmy budynek i ruszyliśmy w kierunku campingu. Na miejscu przywitała nas polska rezydentka, co dla nas bardzo było miłym zaskoczeniem. Wytłumaczyła najważniejsze zasady, po czym zaprowadziła na parcele. Nasze domki stały obok siebie, jednak oddzielała je ścieżka. Byliśmy więc razem, ale trochę osobno. Nie wiem jak w pozostałych włoskich miastach jest to rozwiązane, ale w naszej mieścinie sklepy zostały zamknięte o dwudziestej. Zostaliśmy bez prowiantu. Jedyne, co mieliśmy przy sobie, to zapasy trunków z lotniska. I co zrobić? Trzeba było się jakoś ratować, ale w szczegóły nie będę wchodzić, bo z tego, co wiem, czytają nas też nieletni ;)
Jeśli chodzi o aspekty praktyczne... Domki rzeczywiście wyglądają jak na zdjęciach ze strony. Są wyposażone w najmniejszą duperelę. Do dyspozycji są naczynia, garnki, patelnie, sztućce, kieliszki, otwieracze do wina ( rzecz niezbędna) itp. Naprawdę pełna profeska. Jeśli chodzi o same nocowanie, firma udostępnia koce i poduszki. Samemu trzeba zadbać o, nazwijmy to poszycie :) My dodatkowo dokupiliśmy jeden wspólny, 20 kg bagaż, właśnie po to by zabrać niezbędne rzeczy gospodarstwa domowego. I tak znalazła się tam zarówno pościel, śpiwory jak i - w niektórych przypadkach nieocenione żelazko.
A teraz konkrety. Nasz wyjazd zamknął się w terminie 12- 22 września. Było bardzo ciepło, baseny działały, a i w jeziorze szło się wykąpać. Temperatura oscylowała w granicach 26 stopni, co zapewniło całkiem ładną opaleniznę. Sezon na campingach trwa do końca września, wiec nie mieliśmy ograniczeń, jeśli chodzi o dostępność rożnych usług, typu wypożyczalnia rowerów czy market. Z drugiej strony, nie było na terenie wielu rodzin z dziećmi, jeśli już były to bajtle przedszkolne, lub całkiem małe szkraby. W naszym najbliższym otoczeniu, trzy domki były zajęte przez rodziny. Oprócz jednego, małego incydentu z czepialską sąsiadką, nie mieliśmy większych problemów. Jeśli chodzi o cenę... Cały pobyt czyli 10 noclegów, wraz z przelotem w obie strony, wyniósł nas około pięciuset złotych od osoby. Jak widzicie, to naprawdę niewiele. Do tego oczywiście należy doliczyć koszty wyżywienia, choć i na te mieliśmy swoje sposoby, o których opowiem Wam w osobnym wpisie.
Nie wiem jak moim współtowarzysze, ale dla mnie te wakacje były - jak to mówi dzisiejsza młodzież - zacne :) Był to wyjazd na wysokich obrotach, z masą nieprzewidzianych sytuacji, z ogromem śmiesznych epizodów, które do dziś, gdy o tym pomyśle, wywołują u mnie uśmiech :) Na pewno jeszcze Wam o nich opowiem, a tym czasem życzę Wam miłego wieczoru.
Cieszę się, że tu jesteś. Jeśli spodobał Ci się tekst, będzie mi bardzo miło jeśli podarujesz mu kolejne życie i udostępnisz dalej :)
Wakacje rzeczywiście zacne :) Nie pogardziłabym ;) Piękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńTo musiała być super wyprawa! Fajnie to opisałaś, czekam na ciąg dalszy :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję, nna pewno pojawią się kolejne wpisy :)
UsuńNo ja myślałam, że napiszesz Mazury, a tu Italia :)
OdpowiedzUsuńA to psikus :)
UsuńCiekawy wpis, ale co tak mało zdjęć?
OdpowiedzUsuńNa wszystkich ludki z ekipy. Tym razem zrobię dużo i uzupełnię :)
UsuńW pięknym miejscu byłaś.
OdpowiedzUsuńZgadzam się w stu procentach :)
UsuńAaale pięknie, marzą mi się takie wakacje <3
OdpowiedzUsuńA marzenia są po to by je spełniać :)
UsuńMimo drobnych przeciwności losu widać, że było warto. :) Piękne miejsce.
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
UsuńTeż bym chciała kiedyś zwiedzić Włochy. Tym bardziej, że 500 zł to rzeczywiście mało :)
OdpowiedzUsuńDokładnie. Trzeba tylko upolować odpowiednio wcześniej loty. A i daty nie są obojętne, bo w szczycie sezonu jest dużo drożej.
UsuńUwielbiam takie wypady! Nie spałam chyba nigdy w tego typu domkach, ale brzmi to niezwykle zachęcająco. Ciągnie mnie do Włoch w tym roku...to chyba przeznaczenie 😜
OdpowiedzUsuńNaprawdę mogę polecić. Teraz tez jedziemy do taki domków, więc zobacze jak sie zmieniło przez te kilka lat.
Usuń2 lata temu zwiedziłam północne Włochy, teraz marzy mi się zwiedzenie reszty kraju! ; )
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!
Świetnie Cię rozumiem. Mi się marzy jeszcze objazdówka :)
Usuń500 zł za 10 dni i przelot? Super wakacje i cena też fajna :) zdjęcia zdjęcia zdjęcia chcemy zobaczyć :)
OdpowiedzUsuńNa pewno uzupełnię :) start już jutro na insta :)
UsuńSuper wyprawa. Pojechalabym!
OdpowiedzUsuńJa dopiero wróciłam, a już bym chciała być tam znów :)
UsuńPowoli wkraczam w wakacyjne rytmy, a włoskie klimaty są zawsze priorytetem. :)
OdpowiedzUsuńŚwietna wyprawa. Czekam na kolejne wpisy :)
OdpowiedzUsuńTo zapraszam na najnowszy :)
Usuńjak mi się marzy już urlop ;)
OdpowiedzUsuńNo cóż przygody w podróży po prostu są i to różnorakie. Najważniejsze zachować dobry nastrój i cieszyć się tym, co dobre i piękne. :)
OdpowiedzUsuńDokładnie. Potem zostają nam zabawne wspomnienia.
UsuńŚwietny artykuł, ale czemu nie ma zdjęć? ...
OdpowiedzUsuńZapraszam do najnowszego wpisu :)
UsuńMarzy mi się Italia :) Zwłaszcza Toskanię chciałabym odwiedzić :)
OdpowiedzUsuńToskania jest także moim marzeniem. Kto wie, może w przyszłym roku :)
UsuńUwielbiam Włochy, ale w tym miejscu jeszcze nie byłam :) Na szczęście nic straconego bo regularnie tam jeździmy :)
OdpowiedzUsuńJa tez postanowiłam, że będziemy co jakiś czas wracać w te rejony :)
UsuńCiekawe domki i ciekawa wyprawa. Kocham Włochy i te małe zgubione plaże, do których czasem można tylko dopłynąć.
OdpowiedzUsuńTo musiała być świetna wyprawa, nawet pomimo tych nieprzewidzianych zdarzeń! Wybrałabym się chętnie na taką, sama z mężem, by nieco odetchnąć od szczegółowego planowania rodzinnych wakacji i zaczerpnąć nieco beztroski :) Może za kila lat :)
OdpowiedzUsuńAle fajne miejsce! Ja lubię małe miejscowości, poniewaz można tam na spokojnie odpocząć, poznać ludzi
OdpowiedzUsuń