Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło i kilka minut po godzinie 10 byliśmy na parkingu.
PARKING
Tej części wycieczki obawiałam się najbardziej. Zapytacie, czemu? Co z ta babą jest nie tak, że się o parking martwi? Spieszę wytłumaczyć. Otóż ostatnio w pracy został poruszony temat wyjazdu do ZOO. I okazało się, że jeden z kolegów ostatnio krążył przez pół godziny w okolicach parku w poszukiwaniu miejsca parkingowego. Koniec końców nic nie znalazł i zrezygnowany wrócił do domu. Różnica między obiema wycinaczkami była taka, że my wybraliśmy sobotę, a on niedzielę, w dodatku nie handlową. Nam bez problemu udało się znaleźć miejsce na parkingu przy samym ZOO.
Uwielbiam mieć wszystko zaplanowane. Uważam to nie tylko za swój atut, ale też wielkie hobby :) Nic więc dziwnego, że na zakup biletów zdecydowałam się wcześniej za pośrednictwem internetu. Do wyboru mamy wejściówki normalne, ulgowe, oraz rodzinne, które akurat w naszym przypadku nie były opłacalne, ponieważ dzieci do lat trzech wchodzą za darmo. Bilet upoważnia również do odwiedzin "Afrykanarium". Bardzo ciekawą opcją jest zakup biletu "ZOO na ratunek", z którego jedna złotówka zostaje przeznaczona na ratowanie zwierząt z zagrożonego gatunku.
Zwiedzanie zaczęliśmy od wizyty w "Afrykanarium", które dla mnie osobiście było nowością, ponieważ w ZOO nie byłam parę dobrych lat. Mnie się bardzo podobało, Helenie również, choć tylko do momentu, kiedy zobaczyła hipopotama i tak się przeraziła, że nie cieszyło ją już nic więcej w tym budynku. Przy każdej kolejnej szybie, za którą pływały ryby wszelkiej wielkości i maści, robiła rybką "papa" i łamiącym głosem powtarzała, że chce wyjść. Niestety, podobne wrażenie zrobił na niej tunel, przez który możemy podziać rozmaite gatunki pływających stworzeń. Koniec końców, niemal przez niego przebiegłyśmy. Taką atrakcje docenia pewnie nieco starsze dzieciaczki.
Na zewnątrz przywitało nas piękne słońce, choć przeszywający wiatr nie pozwolił zapomnieć o panującej przecież jesieni. Na pierwszy rzut poszły najbardziej rozpoznawalne przez Helenę zwierzęta, czyli żyrafy i zebry, które swoją drogą nie doczekały się osobnego określenia i w języku Heleny znaczą tyle co koń :).
Kolejna atrakcją był "dzieciniec zwierzęcy" czyli zagroda z kozami i owcami. Za symboliczną złotówkę można kupić garść karmy i nakarmić upominające się o smakołyki kozy. Tym etapem wycieczki Helena była wprost zachwycona. Bez obaw brała karmę w rączkę i śmiało dawała do wylizania chropowatym jęzorom :) Szczerze mówiąc, a w sumie pisząc, nie spodziewała się takiej odwagi z jej strony. Moja, wróć - nasza córka jest raczej zdystansowanym dzieckiem, ale, jak widać, nie dotyczy to zwierzaków. I całe szczęście :)
Kolejny obowiązkowy punkt programu. Do wybiegu trafiliśmy tuż przed karmieniem, więc mieliśmy niezłą frajdę obserwując jak te ogromne zwierzęta pałaszują ze smakiem przygotowane smakołyki, machając przy tym radośnie trąbami :) W tym momencie muszę Wam opowiedzieć o pewnym zdarzeniu z mojego, bardzo wczesnego dzieciństwa. Jest to chyba moje najwcześniejsze wspomnienie. Miałam niecałe trzy lata. Co do tego mam stuprocentową pewność, ponieważ tyle właśnie wynosi różnica wielu między mną, a moją, pierwszą w kolejności, młodszą siostrą. Gdy się urodziła, ojciec, chyba w ramach złagodzenia skutków pojawienia się w domu nowego dziecka, zabrał mnie na wycieczkę do wrocławskiego ZOO. Z tego dnia pamiętam w sumie jedna rzecz, pewnie dla tego, że było to dość niespodziewane doświadczenie. Otóż, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, gdy oglądałam majestatyczne słonie, jednaj z nich, nagle, bez żadnego ostrzeżenie osypał mnie piaskiem. Pewnie dlatego to utkwiło w dziecięcej pamięci, dobrze, że nie skończyło się żadną traumą :)
Po słoniach przeszliśmy do małpiarni, gdzie mogliśmy obserwować rozmaite gatunki, zarówno bardzo żywiołowych jak i leniwych małpek. Największym zainteresowaniem cieszyły się leniwce, które akurat zrobiły sobie przerwę w ich głównej aktywności, czyli spaniu, i co prawda dość powolnie, ale cieszyły nas widokiem pożeranej marchewki. Przeciągały się przy tym niemiłosiernie, jakby chciały rozprostować sobie kręgosłupy po całodziennym leżeniu na drzewie. Zresztą wszystkie małpki przypadły Helenie do gustu. Z chęcią podchodziła do szyby i przytykała paluszki do szyby. W pawilonie małp człekokształtnych furorę zrobił szympans, który zajadał jogurt naturalny. Tak świetnie sobie z nim radził, że widać było, że ma wprawę.
Kolejnym punktem był już spacer w wózku wzdłuż wybiegów zwierząt znanych z naszych polskich lasów. Oprócz wspomnianych wilków, można było podziwiać rysie oraz rozmaite ptactwo. Szczerze mówiąc, to nie bardzo się na tej części wycieczki skupiła, bo miałam wielka ochotę zamienić się z Helenką na miejsca, bo nogi zaczęły doskwierać i wchodzić tam, skąd wychodzą :) Minęliśmy wybieg niedźwiedzia, który nie raczył nam się ukazać w pełni, bo czmychnął za drzewo i tam schował się przed wścibskimi spojrzeniami turystów.
Wycieczka bardzo mi się podobała. Takie aktywne formy spędzania czasu lubię najbardziej. Mam nadzieję, że na wiosnę znów się wybierzemy do ZOO i tym razem Helena będzie na tyle duża i odważna, by czerpać radość ze wszystkich atrakcji, takich jak afrykanarium lub przejażdżka kucem, na którą Helka była zdecydowana, jednak okazało się, że do zagrody trzeba pójść bez mamy i zapał niespodziewanie zgasł :) W sumie, nie ma się czemu dziwić :)
Jak widać z małym dzieckiem i jego powozem można bez problemu poruszać się po takich miejscach jak ZOO. Choć muszę w tym miejscu zaznaczyć, że Helena większość trasy pokonała na własnych nogach, czym wprawiła swych rodziców w niemałe osłupienie :)
Myślę, że jest to bardzo ciekawa propozycja na rodzinną wycieczkę. Co o tym sądzicie? Kiedy ostatnio byliście w ZOO?
Miłego dnia!
J.
BILETY
Uwielbiam mieć wszystko zaplanowane. Uważam to nie tylko za swój atut, ale też wielkie hobby :) Nic więc dziwnego, że na zakup biletów zdecydowałam się wcześniej za pośrednictwem internetu. Do wyboru mamy wejściówki normalne, ulgowe, oraz rodzinne, które akurat w naszym przypadku nie były opłacalne, ponieważ dzieci do lat trzech wchodzą za darmo. Bilet upoważnia również do odwiedzin "Afrykanarium". Bardzo ciekawą opcją jest zakup biletu "ZOO na ratunek", z którego jedna złotówka zostaje przeznaczona na ratowanie zwierząt z zagrożonego gatunku.
AFRYKANARIUM
Zwiedzanie zaczęliśmy od wizyty w "Afrykanarium", które dla mnie osobiście było nowością, ponieważ w ZOO nie byłam parę dobrych lat. Mnie się bardzo podobało, Helenie również, choć tylko do momentu, kiedy zobaczyła hipopotama i tak się przeraziła, że nie cieszyło ją już nic więcej w tym budynku. Przy każdej kolejnej szybie, za którą pływały ryby wszelkiej wielkości i maści, robiła rybką "papa" i łamiącym głosem powtarzała, że chce wyjść. Niestety, podobne wrażenie zrobił na niej tunel, przez który możemy podziać rozmaite gatunki pływających stworzeń. Koniec końców, niemal przez niego przebiegłyśmy. Taką atrakcje docenia pewnie nieco starsze dzieciaczki.
ZEBRY
Na zewnątrz przywitało nas piękne słońce, choć przeszywający wiatr nie pozwolił zapomnieć o panującej przecież jesieni. Na pierwszy rzut poszły najbardziej rozpoznawalne przez Helenę zwierzęta, czyli żyrafy i zebry, które swoją drogą nie doczekały się osobnego określenia i w języku Heleny znaczą tyle co koń :).
DZIECINIEC
Kolejna atrakcją był "dzieciniec zwierzęcy" czyli zagroda z kozami i owcami. Za symboliczną złotówkę można kupić garść karmy i nakarmić upominające się o smakołyki kozy. Tym etapem wycieczki Helena była wprost zachwycona. Bez obaw brała karmę w rączkę i śmiało dawała do wylizania chropowatym jęzorom :) Szczerze mówiąc, a w sumie pisząc, nie spodziewała się takiej odwagi z jej strony. Moja, wróć - nasza córka jest raczej zdystansowanym dzieckiem, ale, jak widać, nie dotyczy to zwierzaków. I całe szczęście :)
SŁONIE
Kolejny obowiązkowy punkt programu. Do wybiegu trafiliśmy tuż przed karmieniem, więc mieliśmy niezłą frajdę obserwując jak te ogromne zwierzęta pałaszują ze smakiem przygotowane smakołyki, machając przy tym radośnie trąbami :) W tym momencie muszę Wam opowiedzieć o pewnym zdarzeniu z mojego, bardzo wczesnego dzieciństwa. Jest to chyba moje najwcześniejsze wspomnienie. Miałam niecałe trzy lata. Co do tego mam stuprocentową pewność, ponieważ tyle właśnie wynosi różnica wielu między mną, a moją, pierwszą w kolejności, młodszą siostrą. Gdy się urodziła, ojciec, chyba w ramach złagodzenia skutków pojawienia się w domu nowego dziecka, zabrał mnie na wycieczkę do wrocławskiego ZOO. Z tego dnia pamiętam w sumie jedna rzecz, pewnie dla tego, że było to dość niespodziewane doświadczenie. Otóż, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, gdy oglądałam majestatyczne słonie, jednaj z nich, nagle, bez żadnego ostrzeżenie osypał mnie piaskiem. Pewnie dlatego to utkwiło w dziecięcej pamięci, dobrze, że nie skończyło się żadną traumą :)
MAŁPY
Po słoniach przeszliśmy do małpiarni, gdzie mogliśmy obserwować rozmaite gatunki, zarówno bardzo żywiołowych jak i leniwych małpek. Największym zainteresowaniem cieszyły się leniwce, które akurat zrobiły sobie przerwę w ich głównej aktywności, czyli spaniu, i co prawda dość powolnie, ale cieszyły nas widokiem pożeranej marchewki. Przeciągały się przy tym niemiłosiernie, jakby chciały rozprostować sobie kręgosłupy po całodziennym leżeniu na drzewie. Zresztą wszystkie małpki przypadły Helenie do gustu. Z chęcią podchodziła do szyby i przytykała paluszki do szyby. W pawilonie małp człekokształtnych furorę zrobił szympans, który zajadał jogurt naturalny. Tak świetnie sobie z nim radził, że widać było, że ma wprawę.
WILKI JAKIEŚ I NIEWIDOCZNY NIEDŹWIEDŹ
Kolejnym punktem był już spacer w wózku wzdłuż wybiegów zwierząt znanych z naszych polskich lasów. Oprócz wspomnianych wilków, można było podziwiać rysie oraz rozmaite ptactwo. Szczerze mówiąc, to nie bardzo się na tej części wycieczki skupiła, bo miałam wielka ochotę zamienić się z Helenką na miejsca, bo nogi zaczęły doskwierać i wchodzić tam, skąd wychodzą :) Minęliśmy wybieg niedźwiedzia, który nie raczył nam się ukazać w pełni, bo czmychnął za drzewo i tam schował się przed wścibskimi spojrzeniami turystów.
Wycieczka bardzo mi się podobała. Takie aktywne formy spędzania czasu lubię najbardziej. Mam nadzieję, że na wiosnę znów się wybierzemy do ZOO i tym razem Helena będzie na tyle duża i odważna, by czerpać radość ze wszystkich atrakcji, takich jak afrykanarium lub przejażdżka kucem, na którą Helka była zdecydowana, jednak okazało się, że do zagrody trzeba pójść bez mamy i zapał niespodziewanie zgasł :) W sumie, nie ma się czemu dziwić :)
Jak widać z małym dzieckiem i jego powozem można bez problemu poruszać się po takich miejscach jak ZOO. Choć muszę w tym miejscu zaznaczyć, że Helena większość trasy pokonała na własnych nogach, czym wprawiła swych rodziców w niemałe osłupienie :)
Myślę, że jest to bardzo ciekawa propozycja na rodzinną wycieczkę. Co o tym sądzicie? Kiedy ostatnio byliście w ZOO?
Miłego dnia!
J.
ZOO to wspaniałe miejsce na rodzinne spędzenie dnia :) jako dziecko uwielbiałam takie wypady, a i teraz nie miałabym nic przeciwko wybraniu się, zwłaszcza, że od lat nie było okazji :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam wycieczki do ZOO, akurat we Wrocławiu jeszcze nie miałam okazji być, ale w tym roku udało mi się odwiedzić ZOO w Ostravie :)
OdpowiedzUsuńDawno temu byłam w zoo a do afrykanarium bardzo chciałabym iść i popatrzeć :)
OdpowiedzUsuńSuper wycieczka! Zoo to świetna rozrywka dla całej rodziny, zwłaszcza dla ciekawych świata dzieciaków :) My najbliższe zoo mamy w Zamościu, ale mam nadzieję że i do wrocławskiego kiedyś uda nam się wybrać :)
OdpowiedzUsuńWrocławskie Zoo kusi nas od dawna oceanarium, ale czekamy aż maluch trochę podrośnie. Nie jest to tania atrakcja, więc powtórki za szybko nie będzie.
OdpowiedzUsuńWe wrocławskim jeszcze nie byliśmy, ale jest w planach.
OdpowiedzUsuńPonad rok.temu byliśmy we wWrocławi w afrykanarium;) a mam rzut beretem tylko.ceny skutecznie bojkotują
OdpowiedzUsuńSama uwielbiam zoo, a z dziećmi to już w ogóle piękna sprawa :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam chodzić do zoo. Świetnie można tam spędzić czas. Ostatnim razem byłam w zoo we Wrocławiu.
OdpowiedzUsuńU nas był szał w papugarni i oceanarium.
OdpowiedzUsuńSuper my tez planujemy się wybrać ciekawe co najbardziej przypadnie córce do gustu :)
OdpowiedzUsuńLubię to zoo, a afrykanarium jest świetne!
OdpowiedzUsuńOoo prosze! A ja wczoraj ze swoja rodzinka bylismy w zoo ale w Chorzowie;)
OdpowiedzUsuńByliśmy w warszawskim zoo i przyznam szczerze że byłam rozczarowana. Zwierząt bylo mało i co chwila jakiś wybieg zamknięty.
OdpowiedzUsuńOstatnio byliśmy jakiś rok temu. najwyższa pora się wybrać. Krakowskie zoo jest w lasku wolskim gdzie jesienią jest pięknie. Plany na weekend są w takim razie:)
OdpowiedzUsuńMoże nie jestem dzieckiem ale kocham zwierzęta i chętnie bym je zobaczyła na żywo ! Cudowności.
OdpowiedzUsuńZoo z dzieciakami to zawsze gwarancja sukcesu. Wrocławskie jest super! Polecam też Hydropolis, ale tam już z ciut starszymi dziecmi;)
OdpowiedzUsuńPs. Poprawna nazwa części z akwariami to Afrykarium, nie Afrykanarium;)
Super wyprawa do zoo! Świetny pomysł z zakupem biletu już wczesniej przez internet! Piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńNie lubię zoo i chodzę tylko ze względu na synka. Akurat we Wrocławiu bo tu mieszkamy. Natomiast pawilon małp człekokształtnych jest tragiczny, przejmujący i napawający smutkiem... dlatego tam w ogóle już nie zaglądam... bo za każdym razem płakałam.
OdpowiedzUsuńZainspirowałaś mnie do rodzinnej wycieczki do zoo :) Piękne zdjęcia i wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńByliśmy wew Wrocławiu. Noe obyło się bez wyprawy do zoo. Wtedy jeszcze nie było afrykanarium. Musi koniecznie tam wrócić.
OdpowiedzUsuńJuż nie pamiętam kiedy ostatnio byłam w Zoo, chyba na wycieczce szkolnej. :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam wrocławskie ZOO :) Byłam 2 lata temu
OdpowiedzUsuńAkurat wrocławskie zoo i nam się podobało, planujemy tam jeszcze wrócić :)
OdpowiedzUsuńDawno nie byłam w zoo...
OdpowiedzUsuń