CZYLI NASZE WRAŻENIA ZE ŻŁOBKA
W zeszłym roku, kiedy mój powrót do pracy zbliżał się wielkimi krokami, podzieliłam się z Wami informacją, że Helenka zacznie chodzić do żłobka (klik). Wiele osób wyrażało się dość negatywnie o tego rodzaju instytucjach. Czy słusznie?
Helena dostała się do żłobka miejskiego we wrześniu zeszłego roku, otwartego niespełna rok wcześniej. Budynek jest świeżo postawiony, wyglądem przypomina dom i jest sporych rozmiarów. W środku dominują wesołe kolory, jak to bywa w miejscach przystosowanych do dzieci :)
ZŁE DOBREGO POCZĄTKI
Pierwsze cztery dni były koszmarem. Nie wiem kto bardziej płakał, Helena czy my. Przy niej staraliśmy się zachowywać pokerową twarz, ale gdy tylko wychodziliśmy z budynku przed oczami pojawiała się obraz jej wyciągniętych rączek. Te początkowe kilka dni były chyba najtrudniejsze. A potem przyszła choroba. Dwa tygodnie wyjęte z życiorysu. Gdy już przywróciliśmy nasza córkę do zdrowia, znów stanęła w drzwiach sali zabaw. I uwaga, tym razem bez płaczu. Kolejny dzień przyniósł nowe zaskoczenie. Helena została nieco dłużej i w momencie, kiedy R. po nią pojechał okazało się, że smacznie śpi i trzeba dać jej więcej czasu. Następnego dnia zostawiliśmy ją już na pełny dzień "roboczy".
ZACHWYT
Może za trzecim razem już nawet darowała sobie "papa" w stronę rodziców. Byle jak najszybciej znaleźć się w sali i móc się pobawić zabawkami. Stało się normą, że w momencie pobudki pierwsze co od niej słyszeliśmy to było "dzieci" . Ona jedzie papa do dzieci i koniec. Po kilku miesiącach uczęszczania do żłoba, mimo, że jest jednym z najstarszych dzieci w grupie, zauważyłam jak przyspieszyła z rozwojem. Mimo, że jest dość ogarniętym dzieckiem i szybko przyswaja nowe umiejętności, sama byłam zaskoczona łatwością z jaką uczy się nowych rzeczy. Tak było z piciem ze zwykłego kubka. W domu wygłupy, a w żłobu pięknie piła. Podobnie ze spaniem w dzień. W domu zazwyczaj odstawiała cyrki, a w żłobku wystarczyło jej powiedzieć, że jest pora spania i Helena żwawo maszerowała do swojego łóżeczka z ulubionym kotem pod pachą i kładła się spać. Szok :)
ROZWÓJ
Ze żłobka przynosi tez wiele zabaw, piosenek i tańców. Początkowo myślałam, że to będzie taka przechowalnia. Tym bardziej, że Helena była w grupie z dużo młodszymi dziećmi. Bałam się, że się będzie nudzić. Jednak ku mojemu zaskoczeniu panie tam pracujące bardzo dbają o to, by dzieci ciekawie i wesoło spędziły ten czas. Jestem zaskoczona ilością prac plastycznych, jakie wykonują. Nie spodziewałam się aż takiej kreatywności. Pod tym względem jest miło zaskoczona.
MIŁE ZASKOCZENIE
Nie mam też nic do zarzucenia jeśli chodzi o higienę dzieci. Helena wraz zawsze z czystym pampersem. Nigdy tez się nie odparzyła, mimo, że ma bardzo wrażliwą skórę. Raz miałam nawet taka sytuację, kiedy Helcia zabrudziła pieluchę w drodze do auta. Wróciłam się więc do szatni, żeby ja przebrać. W tym momencie wyszła pani opiekunka i wręcz nalegała, że ona mi ja przebierze :) Koniec końców odmówiła, bo przecież dam sobie rade z własnym dzieckiem, ale byłam miło zaskoczona samą propozycją. Kolejnym fajnym aspektem jest to, że dzieci, które już powoli zaczynają korzystać z nocnika, są wysadzane. Więc postępy dokonane w domu nie zostaną zaprzepaszczone.
MINUSY
Niestety w tym miejscu jest jeden, zasadniczy problem. Wieczne choróbska. Wiem, że są dzieci mega odporne i do pewnego czasu myślałam, że moja córka do nich należy. Niestety prawda okazała się bolesna. Pierwszy miesiąc "zamknęliśmy" z wynikiem siedmiu dni spędzonych w żłobku, październik z niewiele większym, bo chodziła osiem dni. W między czasie wieczny katar zdążył przeobrazić się w zapalenie oskrzeli. Na szczęście potem nastąpił przełom i zaliczyliśmy cztery tygodnie obecności pod rząd. Potem przyszło zapalenie ucha i tak dalej. Podobno jest to nieodłączna kwestia jeśli chodzi o żłobek czy przedszkole. Z tego co słyszałam, w pierwszym roku w kratkę przychodzi 90 % dzieci. W kolejnym liczna ta spada do połowy dzieciaków. W trzeciej grupie podobno chorują już nieliczni. To jest aspekt, który po prostu trzeba przetrwać. Widzę jednak światełko w tunelu, ponieważ kiedyś te choroby się skończą i jeśli już Helcia wychoruje się teraz, nie będziemy mieli tego problemu na przykład w przedszkolu.
Zdaję sobie sprawę, że nasze wrażenia mogą być spowodowane tym, że po prostu dobrze trafiliśmy. Pewnie istnieją też miejsca, które znacznie różnią się od idealnego obrazu. Jakie są Wasze doświadczenia?
Miłego dnia!
J.
Jeśli spodobał Wam się tekst, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza lub podarujecie mu kolejne życie i udostępnicie.
Początki chyba zawsze są koszmarne. Ale jak są fajne Panie, to potem jest latwo. Sama jeszcze tego nie przeżyłam, ale wiem po swoim kuzynie, jak dawali swoją małą do żłobka :) łatwo nie było, a potem super!
OdpowiedzUsuńW większości przypadków tak jest, my mamy szczęście, że panie są naprawdę rewelacyjne :)
UsuńMoże przez te choroby nabierze odporności ?
OdpowiedzUsuńZdrówka życzę malutkiej :-)
Jak to na początku bywa, że bez mamy źle, z czasem się przyzwyczai
OdpowiedzUsuńTeraz żłobki to nie trauma i jedzenie na siłę znienawidzonej zupy mlecznej.
OdpowiedzUsuńTo normalne, że początki nie są łatwe - również dla mamy, ale bardzo często jest tak, że nawet maluszki są gotowe na żłobek i przedszkole :)
OdpowiedzUsuńw mojej gminie żłobek odmalowany jest pięknie - wszyscy sa zadowoleni
OdpowiedzUsuń... prócz tych, dla których zabrakło miejsca
∞y też wybraliśmy żłobek, dwa razy. Jestem jak najbardziej za! Dziecko ma kontakt z innymi dziećmi, a przy opiekunce to nie zawsze jest tak różowo jak się wydaje.
OdpowiedzUsuń